najstarsza, chłopcy rodzili się później, w regularnych odstępach. Nie pozwalano jej jednak bawić się z Marią. A że
to Lydia ją wychowywała, sędziemu nie przeszkadzało. Natomiast co do zawierania przyjaźni z hiszpańskojęzycznymi dziećmi sędzia Cole wyznaczał granicę, którą Shelby często przekraczała. Przypomniała sobie Marię, bystrą, pogodną dziewuszkę, która wcześnie rzuciła szkołę. Shelby nie mogła sobie przypomnieć dlaczego. Już miała przewrócić stronę, ale imię Marii przykuło jej uwagę. Czy Lydia nie mówiła, że córka Marii sprawia jej mnóstwo kłopotów? Jej dziewięcioletnia córka? Czy Lydia nie płakała, rozmawiając z Marią przez telefon? Shelby miała wrażenie, że jej serce przestało bić. No i co z tego? Nie wyciągaj pochopnych wniosków, mówiła sobie. To tylko zbieg okoliczności. Ale okręciła się na krześle i, trzymając latarkę w zębach, przeszukiwała szufladę, aż natrafiła na teczkę Marii. Była grubsza niż teczki jej braci. Shelby wstrzymała oddech i ją otworzyła. W środku znajdowała się kolorowa fotografia dziecka - Shelby domyślała się, że wykonano ją na potrzeby szkoły. - Elizabeth - powiedziała. Łzy wezbrały jej w oczach, kiedy wpatrywała się w dziewczynkę o dużych ząbkach, z niebieską wstążką w kręconych brązowych włosach. Na opalonej skórze wyraźnie odznaczały się piegi, a turkusowe oczy patrzyły wprost w aparat fotograficzny. Shelby serce krwawiło z powodu tych wszystkich zmarnowanych lat, ale zdobyła się na drżący uśmiech przez łzy. - Dobry Boże - wyszeptała, szlochając z ulgą. Po dziesięciu latach kłamstw i zwodzenia wreszcie udało jej się odnaleźć córkę. 170 Rozdział 17 Shelby odsunęła krzesło, wsunęła najważniejszy folder pod pachę i w tym momencie usłyszała, że jakiś samochód zwalnia i zatrzymuje się na opustoszałej ulicy przed biurem. Świetnie, pomyślała. Kolejna osoba, która mogłaby ją rozpoznać. Nie żeby to miało większe znaczenie. Chyba żeby to był Ross McCallum. Omal nie dostała zawału. Nie panikuj, Shelby. Ross nie ma tu żadnych spraw do załatwienia. Po prostu jesteś przewrażliwiona. Ruszaj dalej. Jedź do Lydii. Zażądaj, żeby powiedziała ci prawdę. Wepchnęła swoją teczkę do szafki, zgasiła latarkę, wsunęła szufladę i zamknęła ją na klucz, podobnie jak biurko. Nie chciała, żeby jej ojciec się zorientował, że poznała prawdę. Najpierw musi zobaczyć swoją córkę, porozmawiać z nią, zdecydować o dalszym postępowaniu. Gdyby sędzia dowiedział się, że Shelby ustaliła miejsce pobytu Elizabeth, mógłby znowu sabotować jej wysiłki. - Drań - mruknęła, okrążając biurko ojca, podczas gdy jej oczy przywykały do ciemności. Nie mogła narażać się na ryzyko przyłapania. Nie teraz. Usłyszała trzaskanie drzwi. - Niech to diabli wezmą! - szepnęła. Zdenerwowana, wybiegła z biura sędziego i skierowała się do tylnych drzwi, przez które weszła. W oknie naprzeciwko parkingu widać było blask reflektorów. Uświadomiła sobie, że ta droga odwrotu została odcięta, i to ją trochę podłamało. Zerkając przez rolety, rozpoznała mercedesa ojca. Wóz zatrzymał się blisko ogrodzenia. Nie! Co on tutaj robi? Przecież Lydia powiedziała, że całą noc będzie poza miastem. Mimo zdenerwowania Shelby zrozumiała, że musi zaryzykować i uciekać frontowymi drzwiami, bo inaczej czeka ją konfrontacja z ojcem. I wtedy ktoś przekręcił gałkę w drzwiach naprzeciwko, a potem rozległo się stanowcze pukanie. A więc sędzia nie przyjechał tu tylko po to, żeby coś zabrać albo przeprowadzić późną rozmowę telefoniczną czy popracować w ciszy. Nie, on tu się z kimś umówił. To nie była dobra pora na grę w otwarte karty. Niewiele myśląc, Shelby schowała się do dużej szafy i przycisnęła drogocenną teczkę do piersi. W szafie było ciasno. Prawie dotykała ramionami półek z papierami i artykułami biurowymi, a temperatura sięgała chyba miliona stopni. Pot ściekał jej po czole, kiedy usłyszała, że ktoś otwiera tylne drzwi. - Co jest, do pioruna? - zabrzmiał tubalny głos ojca. - Wynalazek przygłupa. - Ktoś minął recepcję, stawiając ciężkie, nierówne kroki, w odpowiedzi na walenie do drzwi. Shelby usłyszała szczęk otwieranych zamków, a potem zobaczyła światło pod drzwiami. - A więc przyjechałeś. - Czekałem na pana. Nevada? O Boże. Nevada umówił się na spotkanie z jej ojcem? Shelby nie mogła i nie chciała w to uwierzyć.