byłoby stać na wynajęcie Diaza? Myślał, myślał i wymyślił tylko
jedną możliwą odpowiedź. Był wściekły, gdy mu doniesiono, że Milla Boone zjawiła się w Guadalupe tej samej nocy, kiedy on wiózł młodą Sisk drogą do nieba. Była tak blisko, w tym samym miejscu i w tym samym czasie. Przez poprzednie dziesięć lat - z rozkazu Gallaghera - coś takiego było absolutnie nie do pomyślenia. Czy to tylko przypadek, że zaraz potem oznajmiła w knajpie pełnej ludzi, że zapłaci dziesięć tysięcy dolarów za informację, która doprowadzi ją do Diaza? Jeżeli dawała dziesięć kawałków za głupią informację, to na jakiej kasie ona musiała spać? A po co potrzebowałaby Diaza, jeśli nie jako człowieka do wynajęcia? Diaz nie należał do ludzi, z którymi umawiało się na pogaduszki. Zresztą nikt nie zapłaciłby za coś takiego dziesięciu tysięcy. Pavon dodał dwa do dwóch: nie było wątpliwości, że Milla Boone wynajęła Diaza, by go odnalazł. Musiało tak być, bo wkrótce potem Pavon usłyszał, że Diaz go szuka. Nie musiał głowić się po co. Diaz nie ścigał ludzi po to, by z nimi pogawędzić. Ci, do których an43 313 docierał, po prostu znikali. Niektórzy umierali; łatwo było ich znaleźć, ciała leżały w widocznych miejscach. Po pozostałych ginął ślad. Na temat tego, co Diaz z nimi robił, krążyły rozliczne plotki. Pavon natychmiast wyjechał z Chihuahua, niepewny własnej przyszłości. Diaz nigdy się nie poddawał, czas nie grał dla niego większej roli. Po raz pierwszy w życiu Pavon się bał. Uciekł na wybrzeże Zatoki Meksykańskiej, gdzie daleki kuzyn trzymał dla niego kuter rybacki. W tym rejonie turyści pojawiali się znacznie rzadziej niż w innych częściach Meksyku, co było poniekąd zrozumiałe, zważywszy na dżungle, bagna, komary i przybrzeżne pola naftowe. Wziąwszy ze sobą niezbędne zapasy, Pavon wypłynął na zatokę. W ten sposób nikt nie mógł go już zaskoczyć, no, chyba że Diaz zabawi się w nurkowanie. Arturo żałował, że w ogóle taka myśl przyszła mu do głowy, od tego czasu nie mógł się powstrzymać od nerwowego popatrywania w głębiny i lustrowania powierzchni wody Wszędzie panowała wilgoć, a Pavon, dziecko pustyni, nienawidził tego ciężkiego, gęstego powietrza. Co więcej, nastała pora częstych huraganów. Arturo codziennie słuchał prognoz pogody przez radio. Jeżeli jakiś sztorm miałby zawitać do zatoki, on wolał być wtedy na suchym lądzie. Co tydzień przybijał do brzegu, by uzupełnić zapasy i zadzwonić do Gallaghera. Gallagher nie ufał komórkom; choć sam miał jedną, nigdy nie rozmawiał przez nią o interesach. Był tak ostrożny, że nie uznawał nawet telefonów bezprzewodowych. Pavon próbował mu wmówić, że ma taką bezpieczną komórkę, której sygnału nie można an43 314 przechwycić - ale Gallagher był niereformowalny w swoich dziwactwach. Tym razem Pavon cenił sobie tę ostrożność. Z Diazem na ogonie liczył się każdy drobiazg zwiększający szanse przeżycia. Jedynym pewnym wyjściem z sytuacji było zabicie Diaza i Milli Boone. Diaza, ponieważ to on stanowił bezpośrednie, poważne zagrożenie - i Milli, bo przecież ta kobieta wciąż będzie wynajmować