- Richard!
Była wyraźnie poruszona. Nie spodziewała się, że wyjdzie dla niej z domu. Zawstydził się, pochylił i pocałował ją. -Dzięki Bogu. -Cześć, tatusiu! - zawołała Kelly. -Nic wam się nie stało? Otworzył drzwi. - Owszem, silnik zgasł i nie chce zapalić - powiedziała Laura, wysiadając i biorąc na ręce Kelly. - Próbowałam za dzwonić, ale rozładowała mi się bateria w telefonie. Zapomnia łam ją naładować. Richard wziął od niej dziecko, a potem zaprowadził obie do ciepłej ciężarówki, po czym wrócił do vana po zakupy. -Dobry Boże, Lauro - mruknął upychając torby wokół ich nóg. - Po co tego aż tyle? -Usłyszałam o huraganie. Chciałam zrobić zapasy. Żeby nam niczego nie zabrakło. „Nam", pomyślał. Czyżby Laura już traktowała ich jak rodzinę, tak samo, jak on? - Może przejdzie bokiem, jak ostatnio. Huragany potrafią być nieprzyjemne, jeśli mieszka się na wybrzeżu, a naprawdę paskudne na takiej wyspie, jak ta. Taka była cena izolacji. Zabezpieczył vana, a potem wskoczył za kierownicę, odetchnął głęboko i wreszcie spojrzał na Kelly i Laurę. Nie miał pojęcia, co by zrobił, gdyby którejś z nich coś się stało. Nagle Kelly zarzuciła mu ręce na szyję. -Wiedziałam, że po nas przyjedziesz, tatusiu. Uścisnął ją i spojrzał ponad jej głową na Laurę. Uśmiechnęła się czule i z zadowoleniem. -Wyszedłeś dla nas z domu - powiedziała Laura. Nadal była oszołomiona. - Przecież nie mogłem pozwolić, żeby moje dziewczyny były same w środku burzy. Wyciągnęła rękę i zaplątała ją w jego wilgotnych włosach. Była z niego dumna, ale nie musiała tego mówić. Wiedział o tym. Zrobił kolejny krok. Ujął jej dłoń i podniósł ją do ust. Burza przybierała na sile. Mieli dużo pracy. Laura, ubrana w dżinsy i bluzę od dresu, pomagała Richardowi i Deweyowi zabezpieczyć ogród i stajnię. Dewey przyholował vana do domu i wprowadził go do garażu. Richard nakarmił i oporządził konie. Mieli szczęście, że dom stał wysoko na wzgórzu. Do nich woda dotrze w ostatniej kolejności. Najpierw musiałaby zalać całe miasteczko. Richard oznajmił Laurze, że ona i Kelly powinny się spakować. Laura jednak grała na zwłokę. Cały czas znajdowała sobie jakieś pilne zajęcie. Nie chciała wyjechać bez niego. A on nie zamierzał się nigdzie ruszać. Dlatego przygotowała się na przeczekanie huraganu na miejscu. Rozłożyła latarki i świece w całym domu, żeby były w zasięgu ręki. Richard miał generator prądu, który można było włączyć, gdyby wysiadło światło, ale wolała nie ryzykować. Kelly cały czas bawiła się swoją latarką. Laura w kółko jej