włamał i wszystko wyniósł, więc zajrzała.
– No, to miała nie lada niespodziankę – wtrącił się Bledsoe. Hayes poczuł skurcz żołądka na samą myśl o dziewczętach badanych teraz pobieżnie przez koronera. Zaraz ich zwłoki zostaną włożone do plastikowych worków i trafią do kostnicy. Zaledwie dwadzieścia cztery godziny temu były młode i niewinne. Zapewne szykowały się na urodziny. Martinez mówiła dalej: – A więc Katz zobaczyła ofiary, napisała SMS do chłopaka i zadzwoniła po policję. Hayes zerknął na dziewczynę w wozie patrolowym. – Dlaczego najpierw chłopak? – Twierdzi, że spanikowała. – Jasne. – Znowu Bledsoe. – Co o nim wiemy? – Robert Finley, znany jako Robbie. Barista w kawiarni za dnia, nocą – perkusista w zespole grunge’owym. Pojawił się tuż po pierwszym funkcjonariuszu, to bodajże był Rohrs. Siedzi w innym wozie, trzymamy go z dala od Katz, póki obojga nie przesłuchamy. – Myślisz, że mają z tym coś wspólnego? – Nie. A ty? – Pewnie nie. – Hayes pokręcił głową. – To znowu Morderca Dwadzieścia Jeden – stwierdził Bledsoe. Kręcił się tu, oglądając miejsce zbrodni. – Kto? – zdziwiła się Riva. Była stosunkowo nowa w wydziale i nie znała jeszcze wszystkich starych historii. – Tak go nazwaliśmy. Zamordował już inne bliźniaczki, Deltę i Dianę Caldwell, też w ich dwudzieste pierwsze urodziny. Dwa dni wcześniej zgłoszono ich zaginięcie, więc przypuszczaliśmy, że je porwał, przetrzymywał, a potem zamordował, co do minuty, w momencie gdy kończyły dwadzieścia jeden lat. – Znał je? – Riva zmrużyła oczy. – Albo o nich słyszał. Nigdy go nie złapano. – Bledsoe spoważniał. – Ich rodzice wydzwaniali do nas co tydzień przez prawie sześć lat. Słyszałem, że się rozwiedli. – I do tej pory nie było żadnej podobnej sprawy? – Riva spojrzała na schowek. – Czyżby naśladowca? Bledsoe pokręcił głową. – Niektórych szczegółów nigdy nie zdradziliśmy prasie ani opinii publicznej: czerwona wstążka, różowy marker. To, że ich ubrania zostały schludnie złożone, jakby zrobiła to matka czy pokojówka. – Wyjrzał zza ramienia Hayesa. – A skoro mowa o prasie... Hayes odwrócił się i zobaczył Joannę Quince, agresywną reporterkę, którą widział już wcześniej. Rozmawiała z umundurowanym strażnikiem przy blokadzie. Skrzywił się i odwrócił, ale Quince zobaczyła ich i rozpoznała Bledsoe. – Detektywie! – zawołała. – Odpowie pan na kilka pytań? Czy to prawda, że doszło do podwójnego morderstwa? Że w schowku znaleziono zwłoki dwóch dziewcząt? – Zajmę się tym – mruknął Bledsoe. Lubił dziennikarzy, to fakt, ale nie powie zbyt dużo. Odeśle Joannę Quince do rzecznika prasowego policji, który wyda oficjalne oświadczenie i odpowie na pytania, kiedy o tragedii dowiedzą się najbliżsi. To zadanie – poinformowanie rodziny – spoczywało na barkach Hayesa. Rozmowa ze zrozpaczonymi bliskimi była dla niego równie przykra jak oglądanie zwłok. Bentz przekraczał dozwoloną prędkość, mknąc piątką, autostradą, która ciągnęła się od Kanady po Meksyk. Słońce wisiało nisko nad horyzontem, sznur samochodów, choć gęsty, posuwał się szybciej, niż kiedykolwiek tego doświadczył w Luizjanie. Myślał, że po powrocie do Los Angeles poczuje się tu jak w domu, jeśli nie w departamencie, to przynajmniej w mieście i okolicy. Przecież przeżył tu szmat życia. Ale nie. Teraz tu nie pasował. Rozmowa z Olivią zdenerwowała go i nie po raz pierwszy zastanawiał się, czy nie popełnił wielkiego błędu, przyjeżdżając do Los Angeles. Po pierwsze, rozdrażnił żonę. Po drugie, jeśli Jaskiel w Nowym Orleanie dowie się, że na Zachodnim Wybrzeżu ugania się za