nudne. Myślałam, że się ucieszysz, jeśli trochę się przejdę. Przecież
tutaj nie mogę nawet wyskoczyć do centrum handlowego. Znowu to samo, pomyślała ze złością Lucy. – Wiecznie jesteś z czegoś niezadowolona – mruknęła Madison, grzebiąc butem w ziemi. Lucy zastanawiała się, jak powinna zareagować. Zamknąć córkę w pokoju? Potraktować ją ostro? Nie miała pojęcia. W takich sytuacjach wszelkie utarte formułki i zasady zdawały się na nic. Wiedziała, że za wszelką cenę musi chronić dzieci, ale jak? Zauważyła zadrapania na ramieniu Madison. Jeszcze dwa tygodnie wcześniej nic nie mogłoby jej bardziej uszczęśliwić, niż to, że jej córka dla przyjemności wybrała się na wędrówkę po okolicy. – Chcę wiedzieć, gdzie jesteś i co robisz. I proszę, żeby przez następnych kilka dni żadne z was nie chodziło do lasu samo. – Dobrze, dobrze! W porządku! Będę siedziała tutaj i gniła! – Madison... Jednak dziewczyna już nie słuchała, tylko pobiegła do domu, trzasnęła drzwiami iw chwilę później z jej pokoju rozległa się głośna muzyka. Lucy oparła się pokusie, by pójść za nią, ściszyć magnetofon i wygłosić kazanie na temat odpowiedniego zachowania. Żadna z nich nie poczułaby się od tego lepiej, a ponadto w niczym nie poprawiłoby to sytuacji. Poszła jednak w stronę domu, zastanawiając się, czy Sebastian widział tę wzruszającą rodzinną scenę. Niespodziewanie przed dom zajechał samochód Kileyów i Patti wyskoczyła ze środka, radośnie machając do niej ręką. Była energiczną kobietą o siwiejących włosach i promiennym uśmiechu, który zawsze dobrze wpływał na otoczenie. – Przywieźliśmy ci kolację. Wyglądałaś na przygnębioną, więc pomyśleliśmy sobie, że zjemy na werandzie, a potem wybierzemy się na spacer nad wodospad. Co myślisz o kąpieli? Rob również wysiadł i podniósł wzrok na okno Madison. – Chcesz, żebym do niej poszedł i potwierdził, że jej matka to głupia wariatka, która w ogóle jej nie rozumie? – Rob! – oburzyła się Patti, ale jej mąż tylko uśmiechnął się szeroko. – Przecież wszystkie nastolatki tak myślą o swoich rodzicach – Wcale nie. Jesteś uprzedzony. Rob wzruszył ramionami. – To pójdę na górę i zaproponuję jej przejażdżkę. Lucy? Poczuła, że zaczyna się odprężać. – Świetny pomysł – powiedziała z uśmiechem. – Dzięki ci, Boże, za przyjaciół. ROZDZIAŁ SIÓDMY Ścieżka wzdłuż strumienia nic się nie zmieniła od czasów, gdy Sebastian był chłopcem. Lubił ten szlak. Gdy odwiedzał Daisy, zawsze wybierał się nad wodospad. Babcia nigdy się do niego nie przyłączyła. Dla niej to miejsce symbolizowało tragedię, niebezpieczeństwo i utratę, a nie piękno i przygodę. Przypomniał sobie, jak odwiedził ją kiedyś, gdy Daisy była już stara i nie dałaby rady dotrzeć do wodospadu.